Skazany część IV

– Jakoś zawsze łapiesz ostrze w odpowiednim momencie…Dobra, polubiłem Cię. Z sympatii umawiamy się na okrągłą sumkę.

– Mówiłeś już. Chcesz 500 tysięcy dolców.

– Och, to było dawno i nieprawda. Jesteś handlowcem, to wiesz, że czas to pieniądz. Okrągły milion baksów Franek. I wtedy zaczynam szukać tego twojego świadka.

– No chyba cię pojebało mecenasie!

– Sprawa jest bardzo trudna. To, że trzymała nóż nie świadczy o tym, że chciała cię zabić. Może chciała pokroić chleb, przygotować wam kanapki.

– Mylisz się, ona rzuciła się na mnie z tym kindżałem, chcąc mnie zabić. Życie zawdzięczam mojemu refleksowi, gdyby nie on, nie gadałbym teraz z tobą. W ostatniej sekundzie złapałem za ostrze. – Bohater zerknął na ręce i pogłaskał opuszkami palców wypukłe szramy.

– Nie no, teraz to zupełnie zmienia postać rzeczy. Dawaj od razu sędziego, za pięć minut będziesz w domu na obiadku… Kurwa Franek, ogarnij się, to za mało. Każdy taką bajeczkę może sprzedać. Może i jest szansa, ale Twoja historia musi mieć pokrycie. Dowody, zeznania świadka, cokolwiek!

– Mamy świadka. Tego gogusia – oświadczył Franek. 

– Którego imienia nie pamiętasz… Dobrze, może zacznijmy od początku, po kolei. Znalazłeś denatkę martwą w pokoju kąpielowym. Dlaczego właśnie tam?

– Usnąłem w salonie. Kiedy się obudziłem, usłyszałem głośne nasilające się dźwięki dochodzące z sypialni. Poszedłem tam i otworzyłem drzwi – Franek przerwał opowiadanie i zamknął oczy pochylając głowę. 

– I co tam zobaczyłeś?   

– Jak ona mogła to zrobić? – Franek powoli odpływał myślami.

– Skup się! Upili się w trupa i sobie figlowali, tak? Opowiadaj! Ona cię zobaczyła? I co?

– Nie, kiedy wszedłem, ona siedziała na nim okrakiem. Kopulowali. I to tak, że świata dookoła nie widzieli. Wyszedłem niezauważony i poszedłem chlać z rozpaczy wódę w salonie.

– Co było dalej? 

– Ja leczyłem złamane serce kolejną porcją wyśmienitego trunku, a oni poszli do łazienki. Potem przenieśli się do kuchni. To wtedy zrobiła kanapki. Wiem, bo przyniosła je do salonu na tacy. Wcinali je popijając drinkami. Na tej samej tacy leżał nóż.

– Ty nie jadłeś? 

– Zjadłem parę i się im przyglądałem.

– W pewnym momencie zapytałem ich, czy było im dobrze w sypialni. Kasia wydarła się na mnie, wyzywając od zboczeńców. Milczałem. Patrzyłem na nią… z litością i pogardą. To jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. To wtedy wzięła do ręki nóż. Uśmiechnąłem się do niej. Uznałem, że idzie zrobić kolejną porcję kanapek. Mnie zachciało się siku, więc wyszedłem kierując się do toalety. Ona poszła za mną i trajkotała bez przerwy pod drzwiami.

– Pamiętasz, co mówiła? 

– Wypominała mi, że jestem sknera. Że daję jej niedostateczne dużo pieniędzy. 

– Pazerna baba – burknął mecenas. 

– Potem wylała na mnie pomyje. 

– Co konkretnie?

– Że jestem impotentem i musi sobie to jakoś wynagrodzić. 

– Nie reagowałeś?

– Denerwowało mnie to, ale znałem ją. Zawsze taka była po alkoholu.

– I co? Dalej siedziałeś w tym kiblu? Nie uciszyłeś baby?

– Czułem się zmęczony. Wyszedłem, by wziąć gorącą kąpiel w wannie. Milczałem. Stwierdziłem, że sobie pokrzyczy i jej przejdzie. Myliłem się. Gdy tylko przekroczyłem próg pokoju kąpielowego, popchnęła mnie. Mało nie wpadłem do wanny.  – Oczy mecenasa wpatrywały się w opowiadającego. – To wtedy rzuciła się na mnie z nożem. Jak mówiłem, refleks pozwolił mi złapać za ostrze.

– Zapewne, inaczej nie byłoby tej sprawy – stwierdził mecenas i oparł głowę o ręce, zaciekawiony opowieścią swojego klienta. 

– Kasia w pewnym momencie zwolniła nacisk. Pomyślałem, że się opamiętała, więc sam też odpuściłem. Wtedy szybko wyciągnęła mi nóż z ręki. – Kiedy to mówił dotykał blizn.

– I co zrobiła? 

– Rzuciła się na mnie z tym nożem. Wyglądała przy tym jak upiór, nie spodziewałem się tego. Cholernie mnie wystraszyła! W ostatniej chwili przykucnąłem, zwinąłem się w embrion zakrawając twarz dłońmi. Na szczęście przeleciała nade mną i upadała.

– I co się z nią stało?

– Nie wiem, kiedy spojrzałem to się nie ruszała… To był nieszczęśliwy wypadek, a nie morderstwo! Nie mogłem uwierzyć, że mogła mi to zrobić! Aż do dzisiaj…

– A ty co wtedy zrobiłeś? 

– Uciekłem!

– Nie ratowałeś jej? Nie zadzwoniłeś po pogotowie?

– Nie bardzo wiedziałem co się dzieje! Musiałem się napić. Obróciłem się i wpadłem na Marka. 

– Na tego nieznajomego?

– Tak, na Marka Mamrota.

– O! Tak się nazywa nasz świadek?

– Mhm, przypomniałem sobie. Jako handlowiec zawsze miałem dobrą pamięć. Imiona, nazwiska, przeliczenia, handlowe triki… wszystko jest w mojej głowie. Przypomnienie sobie tego, co stało się tamtej nocy było tylko kwestią czasu.

– Brawo, brawo – śmiał się adwokat – mimo wszystko jesteś niesamowitym szczęściarzem. Że też ciągle unikasz pewnej śmierci. Jak wspominałem, milion i działamy.

– Cenisz się… 

– Wiesz, bronię tylko bogatych ludzi. I zawsze wygrywam. Na twoje szczęście, biedny nie jesteś. No.. chyba, że wolisz posiedzieć tak z 15 lat. Po kilku latach może pozwolą ci wystąpić o zmniejszenie wyroku. Ale wiesz? Tutaj brane będzie pod uwagę dobre sprawowanie, a z tym to u ciebie ciężko – Albin roześmiał się pełną piersią. – Dobrze. Załóżmy, że wystąpimy o wznowienie sprawy. Już na pierwszej rozprawie sąd zarzuci ci zabójstwo Antka.

– Jak to? To on nie żyje?

– Serce jeszcze mu bije, ale na skutek odniesionych obrażeń głowy pękł mu tętniak. Gość ledwo zipie, jego godziny są policzone.

– To było w samoobronie. 

– Żeby było jasne. Sąd ma w dupie Antka, tak jak ma w dupie Ciebie. Jest im to na rękę. Jednego bandziora mniej, a drugiego można za to przyskrzynić. Musisz się liczyć z tym, że zadzierasz z nietykalną ręką sprawiedliwości naszego kraju. Nie zapominaj za co siedzisz. Jesteś mordercą. Natomiast, dzięki tobie, Czesław miał amputowaną rękę. Zmiażdżyłeś mu ją. Podsumowując, na koncie masz dwa dodatkowe zarzuty i prawdopodobne dożywocie. Gratulacje, jesteś po szyję w gównie. 

– No nie, to jest jakiś sen. 

– Gorzej, to rzeczywistość. Ale nie martw się. Wpłacasz pierwszą transzę i zaczynamy Cię bronić. To w twoim interesie jest załatwić szmal jak najszybciej.

– Mam tylko mieszkanie. Warte może milion złotych. 

– Nie żartuj ze mnie, ta willa to jest pikuś, sięgnij do swojej sakwy. 

– Słuchaj mecenasie, ja jestem alkoholikiem. Jedyne co mam to ta willa w Łagiewnikach i nowy Volkswagen Phantom. To wszystko.   

– Dobre sobie – odburknął adwokat. – Nie odłożyłeś żadnych pieniędzy przez dziesięć lat pracy? Obracałeś się w sferach światowej finansjery, znasz samych najbogatszych przemysłowców, a teraz mi mówisz, że jesteś goły jak święty turecki? 

– Żyłem jak rekin. Pełną gębą. Piłem, balowałem i nie przestałem. Nawet gdy wszyscy gromadzili majątki w bankach. 

– No, ale masz bogatych przyjaciół.

– Tak mam, ale nie wiem czy mi pożyczą.

– Posłuchaj! Dla dobra twojej sprawy, proponuję ci układ partnerski. Na początek potrzebuję 200 tysięcy. To jest istotne, abyśmy mogli w ogóle ruszyć. Potem załatwiasz 500 tysięcy dolarów, a ostatnie 300 możesz mi oddać po wyjściu z pudła. O ile cię wypuszczą. – zakończył z przekąsem Albin.

– Co ty pierdolisz? Mam wyjebać milion baksów bez pewności, że sąd mnie uwolni? Dobre. Pogrywasz sobie ze mną, Papugo. Nie lubię tego.

– Żaden obrońca nie da ci gwarancji. Ja tylko proponuję, że będę cię bronił. Masz 48 godzin do namysłu.

Albin Jak uśmiechnął się szyderczo, podał rękę Frankowi i wyszedł.  

Franek wrócił do celi wyraźnie sfrustrowany. Rozmowa z mecenasem zgnębiła go dokumentnie. Pomimo wielu wad był facetem z honorem. Z zasadami. Zawsze był niezależny finansowo, i pomimo tego, że znalazł się w sytuacji patowej – w więzieniu, na straconej pozycji – nie zmieniło to jego spojrzenia na lojalność wobec przyjaźni. Uważał, że proszenie przyjaciela o pożyczkę, której być może nigdy nie będzie w stanie spłacić, nie mieści się w realiach jego egzystencji. Konsekwentnie trzymał się nabytych zasad, a jedna z nich brzmiała: „Jeśli nie chcesz stracić przyjaciela to nie pożyczaj od niego ani pieniędzy, ani żony”. Choć stracił to, co kochał to nadal pozostawał człowiekiem.Niestety stało się tak, że stracił, to co kochał, wraz z majątkiem, ale był nadal człowiekiem. 

Opowiedział to wszystko Józkowi, a on, prosty chłop, powiedział: 

– Co ci szkodzi zapytać? I tak jesteś w czarnej dupie.  

Jednak Franek postanowił inaczej.

– Trzeba wiać – szepnął mu do ucha.

– Dobra, idę z tobą.

 

CDN

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *